OŁAWA

zamek piastowski

TAM, GDZIE NIEGDYŚ REZYDOWALI KSIĄŻĘTA, DZIŚ ZAŁATWIA SIĘ SPRAWY MELDUNKOWE. DAWNY ZAMEK W OŁAWIE – WIDOK OD POŁUDNIA

DZIEJE ZAMKU


Pierwszy zamek w Oła­wie po­wstał naj­praw­do­po­do­bniej pod ko­niec XIII wie­ku — choć do­kład­na da­ta, jak to by­wa z przed­się­wzię­cia­mi sprzed wie­ków, gi­nie gdzieś mię­dzy kro­ni­kar­ską nie­ści­sło­ścią a ar­chi­tek­to­nicz­ną mgłą cza­su. Wia­domo jed­nak, że nie był to pro­jekt by­le ja­ki: obiekt wy­po­sa­żo­ny w dwa prze­jaz­dy bram­ne (na ów­czes­ne stan­dar­dy to nie­mal ma­ni­fest si­ły), z któ­rych je­den pro­wa­dził wprost do miej­skich for­ty­fi­ka­cji — czy­li za­mek był nie tyl­ko na po­kaz, ale i z funk­cją.

Ulokowano go w po­łu­dnio­wo-za­chod­nim za­kąt­ku ów­czes­ne­go mia­sta — skrom­ne­go, ale już aspi­ru­ją­ce­go do cze­goś wię­cej. Nie­ste­ty, hi­sto­ria nie by­ła ła­ska­wa: oko­ło ro­ku 1430 za­mek padł ofia­rą wo­jen hu­syc­kich, któ­re z de­fi­ni­cji nie koń­czy­ły się na po­jed­naw­czej roz­mo­wie i od­święt­nym pi­wie. Wa­row­nia zo­sta­ła znisz­czo­na — nie przez czas, lecz przez lu­dzi, i to z za­mia­rem.

ZAMEK W OŁAWIE OD STRONY DZIEDZIŃCA — JESZCZE SPOKOJNY, JUŻ URZĘDOWY. FOTOGRAFIA Z 2001 ROKU.

Zanim jednak ru­nę­ły mu­ry pierw­szej bu­dow­li, w pół­noc­nej czę­ści Oła­wy za­czę­to sta­wiać no­wą re­zy­den­cję. Ksią­żę Lud­wik I brze­ski, dzia­ła­ją­cy z ty­po­wą dla Pia­stów sta­no­wczo­ścią i upo­do­ba­niem do so­lid­nych kon­struk­cji, zle­cił bu­do­wę no­we­go za­ło­że­nia obron­ne­go. Po­wsta­ją­ce w la­tach 1359–­1398 ob­wa­ro­wa­nie mia­ło plan tra­pe­zu – roz­wią­za­nie mo­że ma­ło wi­do­wi­sko­we, ale za to prak­tycz­ne. Cen­tral­nym punk­tem by­ła ka­mien­no-ce­gla­na wie­ża o wy­so­ko­ści dwu­dzie­stu me­trów, po­sa­do­wio­na na pro­sto­ką­cie o bo­kach 6 na 7 me­trów. Pro­por­cje skrom­ne, ale god­ne.

REZYDENCJA PIASTÓW ŚLĄSKICH NA RYCINIE F.B. WERNHERA Z POŁOWY XVIII WIEKU: SILESIA IN COMPENDIO SEU TOPOGRAPHIA DAS IST PRAESENTATIO UND BESCHRIEBUNG DES HERZOGTHUMS SCHLESIENS

Pod koniec XVI wie­ku po­ja­wi­ła się po­trze­ba uno­wo­cze­śnie­nia za­rów­no wy­glą­du, jak i funk­cji zam­ku. Ksią­żę Fry­de­ryk IV leg­ni­cki po­sta­wił na wło­ski ak­cent – do Oła­wy spro­wa­dzo­no ar­chi­tek­ta Ber­nar­da Niu­ro­na, któ­ry na­dał bu­dow­li re­ne­san­so­wy cha­rak­ter. Re­zy­den­cja zy­ska­ła bar­dziej re­pre­zen­ta­cyj­ny kształt, prze­strzeń miesz­kal­na zo­sta­ła roz­bu­do­wa­na, a sa­me mu­ry do­sto­so­wa­ne do no­wych wy­ma­gań. Po­ja­wi­ły się ziem­ne wa­ły i czte­ry na­roż­ne ba­ste­je — zgod­nie z du­chem epo­ki, któ­ra co­raz więk­szy na­cisk kła­dła na no­wo­cze­sne for­my obro­ny, le­piej przy­sto­so­wa­ne do re­aliów ar­ty­le­ryj­skich niż go­tyc­ka wie­ża i so­lid­na bra­ma.

REZYDENCJA PIASTÓW ŚLĄSKICH NA RYCINIE F.B. WERNHERA Z POŁOWY XVIII WIEKU — ZAMKOWE MARZENIE OTULONE BASTIONAMI, KTÓRYCH JUŻ DZIŚ NIE ZOBACZYMY

W drugiej po­ło­wie XVII wie­ku za­mek w Oła­wie znów prze­ży­wał swo­je pięć mi­nut — tym ra­zem za spra­wą wło­skich bu­dow­ni­czych, Car­lo Ros­sie­go i Lu­ki Gio­va­nie­go, któ­rzy na zle­ce­nie księ­cia wo­łow­skie­go Chri­stia­na oraz je­go mał­żon­ki, księż­nej Lu­izy von An­halt, do­ko­na­li grun­tow­nej prze­bu­do­wy re­zy­den­cji w du­chu ba­ro­ku. Efek­tem ich pra­cy by­ła oka­za­ła, czte­ro­kon­dyg­na­cyj­na część bu­dow­li, zna­na dziś ja­ko pa­łac księż­nej Lu­izy, z otwar­tą, ar­ka­do­wą log­gią od stro­ny dzie­dziń­ca i mi­ster­nie zdo­bio­nym por­ta­lem z her­bem wła­ści­ciel­ki od fron­tu — ca­łość spra­wia­ła wra­że­nie, że oto nie ma­my już do czy­nie­nia z wa­row­nią, lecz z sie­dzi­bą god­ną wy­so­kiej ety­kie­ty dwor­skiej.

W ramach tej sa­mej mo­der­ni­za­cji sta­re ba­ste­je ustą­pi­ły miej­sca bar­dziej no­wo­cze­snym ba­stio­nom, a za­sy­pa­ne fo­sy prze­kształ­co­no w ele­gan­ckie ba­ro­ko­we ogro­dy — bo cza­sy się zmie­nia­ły, a z ni­mi poj­mo­wa­nie te­go, czym wła­ści­wie po­win­na być re­pre­zen­ta­cyj­na re­zy­den­cja. Nie­co póź­niej, w la­tach 1697–­1737, księ­stwo oław­skie prze­szło — ty­tu­łem za­sta­wu — w rę­ce Ja­dwi­gi El­żbie­ty, cór­ki elek­to­ra Pa­la­ty­na­tu i żo­ny kró­le­wi­cza Ja­ku­ba So­bie­skie­go, sy­na kró­la Ja­na III, co ozna­cza­ło ko­lej­ną fa­lę in­we­sty­cji: do­bu­do­wa­no do­dat­ko­we pię­tro w pół­noc­nej ga­le­rii, po­więk­szo­no bi­blio­te­kę i urzą­dzo­no no­we po­miesz­cze­nia go­spo­dar­cze, któ­re z pew­no­ścią przy­da­wa­ły się w co­dzien­nym za­rzą­dza­niu dwo­rem.

DAWNY PLAC ZAMKOWY — Z CZASÓW, GDY „STREFA ZIELONA” BYŁA FAKTEM, A NIE HASŁEM WYBORCZYM

Niestety, wiek XIX nie był dla zam­ku szcze­gól­nie ła­ska­wy — daw­na świe­tność ustę­po­wa­ła miej­sca funk­cjo­nal­no­ści, a sa­ma re­zy­den­cja zo­sta­ła prze­kształ­co­na w in­sty­tu­cję uży­tecz­no­ści pu­blicz­nej: mie­ści­ły się tu ko­lej­no urzę­dy, szpi­tal woj­sko­wy, ma­ga­zy­ny, a na­wet pie­kar­nia, co w pew­nym sen­sie by­ło sym­bol­em jej zej­ścia z ksią­żę­ce­go pie­de­sta­łu. W ro­ku 1834 roz­po­czę­to roz­biór­kę więk­szej czę­ści kom­ple­ksu, w wy­ni­ku któ­rej zbu­rzo­no aż dwie trze­cie bu­dyn­ków — we­dług za­cho­wa­nych ry­cin by­ły to te po le­wej stro­nie ca­łe­go za­ło­że­nia.

PLAC ZAMKOWY NA POCZTÓWCE Z OK. 1900 ROKU — WIEŻA BRAMNA (PO PRAWEJ) JESZCZE STOI, NIEŚWIADOMA, ŻE LATA 70. NIE BĘDĄ DLA NIEJ ŁASKAWE

Dzieła znisz­cze­nia do­peł­ni­ła II woj­na świa­to­wa, kie­dy to za­mek spło­nął, a choć czę­ścio­wa od­bu­do­wa prze­pro­wa­dzo­na zo­sta­ła w la­tach 1952–1958, to po­zo­sta­ło­ści pół­noc­ne­go skrzy­dła miesz­kal­ne­go wraz z wie­żą ro­ze­bra­no osta­tecz­nie w la­tach 70. XX wie­ku — za­pew­ne w imię ów­czes­nej kon­ce­pcji „mo­der­ni­za­cji”. Dziś, po wie­lu bu­rzli­wych de­ka­dach, w sta­ran­nie od­re­stau­ro­wa­nym gma­chu mie­ści się Urząd Miej­ski — in­sty­tu­cja mo­że mniej wi­do­wi­sko­wa niż ba­ro­ko­wy dwór, ale za to zde­cy­do­wa­nie bar­dziej sta­bil­na i od­por­na na ka­pry­sy hi­sto­rii.

SKRZYDŁO PÓŁNOCNE Z WIEŻĄ, LAT 70. XX WIEKU — JUŻ OSĄDZONE. CHWILA PRZED ROZBIÓRKĄ
Grafika w ramce Lud­wik Hen­ryk Ja­kub So­bies­ki ,, Fan­fa­nik'' uro­dzo­ny 2 XI 1667 w Pa­ry­żu był pier­wo­rod­nym sy­nem kró­la Ja­na III So­bies­kie­go. Z je­go o­so­bą oj­ciec wią­zał swo­je pla­ny dy­nas­tycz­ne w Rze­czy­pos­po­li­tej, któ­rych jed­nak nig­dy nie u­da­ło się So­bies­kim zre­a­li­zo­wać. W opinii współ­czes­nych Ja­kub był: dro­bny wzros­tem, cien­ki, chu­dy, szpet­nej twa­rzy, ułom­ny, pis­kli­we­go gło­su - sło­wem bar­dzo de­li­kat­ny i znie­wieś­cia­ły. In­na opi­nia o kró­le­wi­czu z tam­tych cza­sów: nie­co u­łom­ny, nis­ki, brzyd­ki, mó­wią­cy cien­kim gło­sem, fi­gu­ra nie­przy­jem­na, nie­sym­pa­tycz­na, nie lu­bią­ca lu­dzi i nie lu­bia­na od nich. Co do przy­mio­tów mo­ral­nych, uwa­ża­ło się Ja­ku­ba za o­so­bę po­boż­ną, takt w mó­wie­niu, wspa­nia­łość i hoj­ność po­su­wa­ną nie­kie­dy do roz­rzut­noś­ci, a na­de wszys­tko sta­ran­ne wy­kształ­ce­nie. Nies­te­ty wad by­ło wię­cej i du­żo częś­ciej o nich mó­wio­no: am­bit­ny, prag­ną­cy wła­dzy a­le nie po­tra­fią­cy wal­czyć o nią o­twar­cie i śmia­ło, dą­żyć do niej si­łą al­bo za­słu­gą, a w naj­lep­szym tyl­ko ra­zie peł­zać do niej prze­kup­stwem lub in­try­gom. W oczach współ­czes­nych kom­pro­mi­to­wa­ły Ja­ku­ba nie­u­da­ne za­bie­gi ma­tr­mo­nial­ne. W Pol­sce roz­gła­sza­no złoś­li­we po­głos­ki o po­twor­nej de­ge­ne­ra­cji i rze­ko­mych zbo­cze­niach kró­le­wi­cza: w męż­czyz­nach się ko­cha, aż strach o tym myś­leć.

Z braku pie­nię­dzy i być mo­że roz­sąd­ku, Ja­kub do­pu­ścił się czy­nu, któ­ry jesz­cze moc­niej za­szko­dził je­go wi­ze­run­ko­wi. Gdy skar­bnik kró­lew­ski, nie­ja­ki Wol­czyń­ski, od­mó­wił udzie­le­nia mu po­życz­ki, kró­le­wicz po­sta­no­wił zem­ścić się — i zor­ga­ni­zo­wał na nie­go za­sadz­kę z za­mia­rem za­bój­stwa. Plan się nie po­wiódł, spra­wa wy­szła na jaw, a Ja­kub, za­miast pró­bo­wać się bro­nić, po­grą­żył się jesz­cze bar­dziej, gro­żąc ro­dzi­com, że si­łą za­gar­nie oj­cow­ski ma­ją­tek, za­mor­du­je bra­ci, uwię­zi kró­lo­wą-mat­kę i — je­śli nikt nie po­mo­że — ko­ro­nu­je się sam. Tak przy­naj­mniej gło­si­ły re­la­cje, któ­re, choć nie­po­zba­wio­ne dra­ma­tur­gii, nie­ko­nie­cznie by­ły wol­ne od prze­sa­dy.

Choć często oce­nia­ny su­ro­wo, Ja­kub miał też dru­gą twarz. Miej­ska kro­ni­ka wspo­mi­na go ja­ko roz­sąd­ne­go go­spo­da­rza, któ­ry po­tra­fił za­dbać o roz­wój go­spo­dar­ki, bu­dow­ni­ctwa i rze­mio­sła. Oka­zy­wał sza­cu­nek pod­da­nym i wy­róż­niał się to­le­ran­cją re­li­gij­ną, co w epo­ce nie by­ło re­gu­łą. Je­go ży­cie, trwa­ją­ce 70 lat, na­zna­czo­ne by­ło jed­nak licz­ny­mi roz­cza­ro­wa­nia­mi: ko­ro­na, do któ­rej był przy­go­to­wy­wa­ny od dzie­ciń­stwa, wy­my­ka­ła mu się z rąk aż trzy­krot­nie; wie­lo­krot­nie do­zna­wał upo­ko­rzeń ze stro­ny władz ce­sar­skich, zwłasz­cza w spra­wie za­sta­wu oław­skie­go. Prze­żył nie­mal wszyst­kich swo­ich bli­skich — mat­kę, bra­ci, sio­strę, żo­nę i dwie cór­ki.

Pod koniec ży­cia po­wró­cił do ro­dzin­nej Żół­kwi, gdzie zmarł 19 grud­nia 1737 ro­ku o go­dzi­nie je­de­na­stej wie­czo­rem — ostat­ni akt w dłu­gim ży­ciu peł­nym am­bi­cji, in­tryg i nie­speł­nio­nych na­dziei, któ­re prze­ro­sły epo­kę, ale nie przy­nio­sły mu ko­ro­ny.
SKRZYDŁO POŁUDNIOWE PO ZNISZCZENIACH II WOJNY ŚWIATOWEJ — ZACHOWAŁO FORMĘ, ALE STRACIŁO DUSZĘ

STAN OBECNY


Z rozległego nie­gdyś kom­ple­ksu zam­ko­we­go do dziś prze­trwał je­dy­nie czte­ro­kon­dyg­na­cyj­ny gmach miesz­kal­ny, usy­tu­owa­ny w po­łu­dnio­wej czę­ści daw­ne­go dzie­dziń­ca. Od stro­ny mia­sta uwa­gę przy­cią­ga por­tal bra­my wjaz­do­wej, uję­ty w zdo­bio­ne bo­nio­wa­ne pi­la­stry — de­tal ty­leż re­pre­zen­ta­cyj­ny, co sym­bo­licz­ny, bo dziś pro­wa­dzi już nie do ksią­żę­cych kom­nat, lecz do urzę­do­wych ko­ry­ta­rzy. Krót­sze ele­wa­cje wień­czą ba­ro­ko­we szczy­ty, bo­ga­to de­ko­ro­wa­ne, choć z cza­sem nie­co za­tra­ca­ją­ce swo­ją pier­wot­ną eks­pre­sję.

Wewnątrz mie­ści się Sa­la Ry­cer­ska — nie­gdyś re­pre­zen­ta­cyj­na prze­strzeń z wy­staw­nym wy­stro­jem ba­ro­ko­wym, dziś przy­wró­co­na do ży­cia dzię­ki współ­cze­snym sztu­ka­te­riom au­tor­stwa ar­ty­sty Pa­ster­na­ka. Ja­kiś czas te­mu bu­dy­nek prze­szedł re­mont ele­wa­cji, któ­ry na­dał mu ele­gan­cką ze­wnętrz­ną sza­tę. Choć je­go obec­ny wy­gląd nie­wąt­pli­wie cie­szy oko, z daw­nym, śred­nio­wiecz­nym zam­kiem łą­czą go dziś prze­de wszyst­kim na­zwa, część mu­rów oraz fun­da­men­ty — dy­skret­ne, lecz istot­ne śla­dy prze­szło­ści.

HERB NA FASADZIE ZAMKU — KSIĄŻĘTA LEGNICCY I ANHALTU NIE ZNALI SKROMNOŚCI, ALE ZA TO ZNALI DOBREGO KAMIENIARZA

DOJAZD


Oława leży oko­ło 25 ki­lo­me­trów na po­łu­dnio­wy wschód od Wro­cła­wia, przy tra­sie łą­czą­cej to mia­sto z Opo­lem. Przez Oła­wę prze­bie­ga li­nia ko­le­jo­wa Wro­cław–­Opo­le–Ka­to­wi­ce–Kra­ków, a po­cią­gi kur­su­ją wy­star­cza­ją­co czę­sto, by pla­nu­jąc wi­zy­tę, nie trze­ba by­ło za­glą­dać w roz­kład z ze­gar­mi­strzow­ską pre­cy­zją. Od dwor­ca PKP do zam­ku pro­wa­dzi oko­ło 20-mi­nu­to­wy spa­cer w kie­run­ku pół­noc­nym — w sam raz, by na­brać na­stro­ju hi­sto­rycz­nej za­du­my.

ZAMKI W POBLIŻU


LITERATURA


  1. B. Guerquin: Zam­ki w Pol­sce, Ar­ka­dy 1984
  2. L. Kajzer, J. Salm, S. Ko­ło­dziej­ski: Lek­sy­kon zam­ków w Pol­sce, Ar­ka­dy 2001