miejscu bardzo lichych obecnie reliktów późnorenesansowej rezydencji już prawdopodobnie w XIV wieku istniał murowany gotycki zamek, który wzniósł nieznany z imienia przedstawiciel rycerskiego rodu Toporczyków. Być może fundatorem warowni był
kasztelanKasztelan – urzędnik lokalny w średniowiecznej Polsce. Zajmował się administracją gospodarczą (ściąganiem danin na rzecz panującego), obroną i sądownictwem na terenie kasztelanii. Podlegali mu chorąży, wojski, sędzia grodowy i włodarz. Wiślicy Jan Topór zwany Owcą (zm. po 1363), według tradycji protoplasta wielkiego rodu Ossolińskich, zabity podczas walk sąsiedzkich o granice swej posiadłości. O istnieniu zamku lub bardziej enigmatycznie - ufortyfikowanej rycerskiej siedziby - informowała księga uposażeń majątku arcybiskupstwa krakowskiego
Liber Beneficiorum autorstwa Jana Długosza, gdzie wzmiankowano istniejące w majątku Ossolin praedium militare. Skromną początkowo warownię na przestrzeni dwóch kolejnych wieków z pewnością rozbudowywano i modernizowano, choć skala i zakres tych przekształceń pozostają nieznane. Trudno jednak sobie wyobrazić, by pełniący ważne funkcje państwowe XV- i XVI-wieczni właściciele nie dokonali żadnych zmian w jej układzie przestrzennym, nawet jeśli Ossolin nie był wówczas miejscem, w którym bywali na co dzień.
WZGÓRZE ZAMKOWE WIDZIANE OD STRONY POŁUDNIOWO-WSCHODNIEJ
TO TUTAJ KIEDYŚ STAŁ PIĘKNY ZAMEK JERZEGO OSSOLIŃSKIEGO
W
ażną cezurą w dziejach Ossolina było objęcie majątku przez
Jerzego Ossolińskiego herbu
Topór (zm. 1650), który w 1621 roku otrzymał go od ojca
Jana Zbigniewa (zm. 1623) jako własność dziedziczną. Tutaj też zdecydował się wznieść rodową siedzibę. W tym celu na początku trzeciej dekady XVII wieku zatrudnił uznanych architektów, wśród nich prawdopodobnie Wawrzyńca Senesa, domniemanego projektodawcę okazałego
zamku Krzyżtopór. Ten na murach starej warowni zbudował mu niewielką, acz niezwykle piękną późnorenesansową rezydencję, która wkrótce zasłynęła w całym Królestwie z wystawnych dekoracji i bogatego wystroju podkreślając stan majątkowy oraz wysoką pozycję społeczną jej właściciela. Sam gospodarz, niewątpliwie dumny ze swej nowej familiae universae ornamento, określił ją tymi słowy: [...] Lada jako spustoszony dział wziąłem między bracią moją, tym bardziej się ciesząc, żem pozostał w gnieździe przodków moich, w którym ich Pan Bóg tak wiele set lat błogosławił i pomnażał, i że mi się ta ziemia w dział dostała, gdzie ojciec mój miły kości swe położyć miał, a zatem i błogosławieństwo w szczepie najobfitsze, na czem się zawiódł.
ZAMEK OSSOLIŃSKI JAKO DEKORACJA KAFLA PIECOWEGO Z XVII STULECIA,
ZE ZBIORÓW MUZEUM W BARANOWIE SANDOMIERSKIM
Ossoliński był oczywiście człowiekiem bardzo bogatym, jednak majątek jego nie prezentował się aż tak okazale, jak wskazywałyby to pełnione urzędy. Przede wszystkim jednak nie był on nigdzie zadłużony, co wśród magnaterii tamtych czasów nie zdarzało się często. Wysokie dochody zawdzięczał gospodarności i trosce, jaką otaczał swe dobra, oraz przede wszystkim wielkiej hojności ze strony Władysława IV, od którego otrzymał dziesięć starostw. Po śmierci ojca zamieszkał w Ossolinie, gdzie wystawił piękną, choć względnie niewielką rezydencję. Ponadto w pobliskim Klimontowie wspomógł ukończenie
klasztoru dominikanów i zbudował opodal nowy
kościół, w którym po śmierci złożono jego ciało. Był współfundatorem
kolegium i kościoła jezuitów w Bydgoszczy oraz klasztoru Kamedułów pod Warszawą. Jego największym przedsięwzięciem budowlanym było jednak wzniesienie w latach 1639-42
pałacu w Warszawie, zwanego później pałacem Brühla, w owym czasie najwystawniejszej rezydencji w stolicy.
Jerzy Ossoliński oprócz niewątpliwych talentów politycznych znakomicie też władał piórem. Był autorem Dziennika własnego życia, napisał rozprawę De Optimo Statu retpublicae oraz liczne mowy o charakterze polityczno-społecznym. Zmarł w wieku 55 lat w wyniku udaru mózgu.
WIDOK ZAMKU OD POŁUDNIOWEGO ZACHODU W 1794, AKWARELA ZYGMUNTA VOGELA
Jesienią 1633 Ossoliński wyjechał z poselstwem do Rzymu, aby oficjalnie poinformować papieża Urbana VIII o koronacji króla Władysława. Uroczysty wjazd do wiecznego miasta, jaki odbył się dnia 27 listopada, z uwagi na przepych i oscentacyjną oprawę, wywarł na współczesnych ogromne wrażenie i znalazł odzwierciedlenie w ówczesnych diariuszach i wspomnieniach. Równocześnie stał się trwałym symbolem pustych gestów magnackich i sarmackiej próżności. Poniżej skrócony opis tej barwnej uroczystości.
Na przodzie kawalkady jechało dwóch szlachciców ze służby posła, ubranych po polsku w atłasy szkarłatne. Za nimi 22 wozy okryte czerwonym suknem z herbami panów polskich biorących udział we wjeździe. Dalej 10 wielbłądów z grzywami przyozdobionymi srebrnymi nićmi, pokrytych czerwonym aksamitem haftowanym w złote listki z kolcami srebrnymi i ze sznurami jedwabnymi: wprzód poprowadzi wozy para przystawów, szarłatnimi kryte ku ziemi oponami; po nich złotem szyte dawały znać Topory, że poselskie beły, a muły urodziwe ciężko ich ciągnęły; w trop ich dziesięć wielbłądów pokojowe nieśli sprzęty drogie [...]. Zwierzęta te prowadzili Tatarzy i Ormianie przepasani złotymi łańcuchami, w zawojach na głowach. Za nimi jechało 40 kozaków ubranych w przepasane złotem ferezje szkarłatne: a Perse i Ormieni w tureckich zawojach po garbach im siedzieli; trębacze za nimi w tejże barwie, pod świetno forgami strusimi, ciągnionej, potrębując kozakom czterdziestu [...]. Za kozakami oddział jazdy papieskiej z trębaczami oraz pokojowcy jazdy papieskiej i pokojowcy kardynalscy. Każdy z nich miał na ramieniu kapelusz swego kardynała. Później jechał starszy pokojowy posła Kociszewski ubrany na biało ze skrzydłami z piór żurawich, za nim 30 pokojowych w błękitnych ferezjach atłasowych.
Dalej szli służący prowadzący 5 koni tureckich. Siodło pierwszego sadzone było diamentami, drugiego turkusami, trzeciego rubinami, czwartego innymi klejnotami, a piątego świeciło diamentami, szczególnie błyszczał rząd spod diamentów. Umieszczono tam klejnot warty 30 tys. złotych. Dwa konie miały złote podkowy, które, umyślnie źle przymocowane, rozpadły się. Następnie jechało na tureckich koniach trzydziestu dworzan posła. Najznakomitsi z orszaku posła obediencyjnego jechali między dwoma arystokratami rzymskimi, najpierw kanonik krakowski, dalej trzech synów podskarbiego wielkiego litewskiego. Za nimi jechali: Wężyk, bratanek prymasa, Krzysztof Lanckoroński i Stanisław Minocki. Po nich kanonik płocki Filip Lipski i sekretarze królewscy: Domenico Roncalli; pisarz poselstwa i Dobiesław Ciekliński. Jego koń zerwał łańcuch złoty z rzędu, celowo źle zamocowany, który rozsypał się między gapiów. Z nimi jechali młodzi magnaci z najsławniejszych polskich domów: na przedzie Zebrzydowski ubrany po francusku, dalej Gosiewski wojewodzic smoleński, Potocki wojewodzic bracławski, bracia Firlejowie wojewodzice sandomierscy, Tarnowski wojewodzic inflancki, Lubomirski wojewodzic ruski, Mikołaj Ossoliński, Grudziński wojewodzic kaliski i Daniłowicz starosta parczowski. Następnie podążało dwóch mistrzów ceremonii, za którymi szedł trzydziestoosobowy oddział piechoty posła.
Ossoliński ubrany był w biały dołoman ze złotymi kwiatami, z dwudziestoma pętlicami i guzem diamentowym. U boku miał szablę oprawną w złoto i rubiny, wartą 20 tys. złotych. Na dołomanie miał ferezję, z dwudziestoma pętlicami i guzami diamentowymi, za czapką zaponę z kitą, która aż się świeciła od diamentów. Wjeżdżał na koniu z rzędem rubinowym, siodło zaś sadzone było drogimi kamieniami, zaś przy uszach końskich powiewały dwie kity: koń pod nim, strojem i pięknością wszytkim nieporównany, szumne ważeł nogi, szczero od manijery jubilerskiej drogiéj błyszcząc i chryzolitów; szata haftowana w łuskę złotą, którą mu tam, gdzie zapinana, z dyjamentów wschodowych pętlice okuły, czołder perły i krwawe rubiny posuły [...]. Otoczony był papieskimi szwajcarami, przed którymi szło 30 ludzi z jego oddziału. Za nim podążali biskupi i prałaci, a dalej jechała kareta posła z aksamitnym czerwonym obiciem, haftowanym złotem i ze złotymi frędzlami. Cała ta kawalkada prowadzona była przez wiele ulic, aby jak najwięcej chętnych mogło zobaczyć niezwykłe
widowisko.
Za T. Makowski Przesławny wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu
WIDOK ZAMKU OD PÓŁNOCY NA AKWARELI J. KLAUZMONTA, KONIEC XVIII WIEKU
G
dy w 1650 roku Jerzy Ossoliński zmarł, majątek trafił w ręce córki Anny Teresy (zm. 1651) oraz jej męża Zygmunta Denhoffaherbu własnego (zm. 1655), starosty bydgoskiego i
krajczegoKrajczy – urzędnik dworski pierwotnie mający obowiązek krajania potraw na stół królewski, potem tytuł honorowy. królowej Polski
Ludwiki Marii Gonzagi. Kilka lat później Ossolin został zajęty i złupiony przez wojska szwedzkie i oddziały siedmiogrodzkie
Jerzego Rakoczego. Pomimo, że syn Teresy Franciszek Bogusław Denhoff (zm. 1703) odbudował zamek ze zniszczeń wojennych, ten nigdy nie odzyskał już blasku, jakim lśnił w pierwszej połowie XVIII wieku. Pozbawiony funkcji rodowej siedziby powoli niszczał, na co wpływ miały niewątpliwie częste zmiany właścicieli. Na przestrzeni dwóch kolejnych stuleci władali nim bowiem Ossolińscy, Zebrzydowscy, Morsztynowie, Denhoffowie, Potoccy, Sanguszkowie oraz Lubomirscy. Z przeprowadzonego w 1732 roku spisu inwentarza dóbr ossolińskich wyłania się smutny obraz budowli częściowo pozbawionej dachu, drzwi i okien. Jeszcze
Józef Jan Kanty Ossoliński (zm. 1780) podjął się próby ratowania podupadającej rezydencji, której mury ze względu na osuwanie się wierzchnich warstw ziemi popękały i groziły zawaleniem. Dla ich zabezpieczenia wzniesiono wówczas potężne przypory sięgające drugiego piętra. Wyremontowano też wciąż zamieszkaną część zamku.
WIDOK ZAMKU WKRÓTCE PO ROZBIÓRCE, RYCINA Z 1826 ROKU
P
o śmierci Józefa Kantego w 1780 zamek trafił w ręce jego syna
Józefa Salezego Ossolińskiego (zm. 1789), a ten jeszcze tego samego roku odsprzedał go
Franciszkowi Ledóchowskiemu herbu
Szaława (zm. 1783), wojewodzie czernichowskiemu. Po nim majątek objął
Antoni Bartłomiej Ledóchowski (zm. 1835), dworzanin
Stanisława Augusta Poniatowskiego, który po nieudanym powstaniu kościuszkowskim sprzedał dobra wołyńskie i mazowieckie, a następnie osiadł na zamku ossolińskim. Wtedy też podjął brzemienną w skutkach decyzję...o wysadzeniu go w powietrze. Jak zaplanował, tak zrobił i w 1816 roku po zamku pozostało już tylko wspomnienie. Do dziś nie wiadomo, co skłoniło Ledóchowskiego do realizacji tego szaleńczego planu. Niektóre źródła podają, że w ten sposób chciał sobie ułatwić poszukiwanie skarbu ukrytego rzekomo pośród zamkowych murów, inne zaś - że zrobił to w trosce o morale własnych synów, by mu (zamek) w pyszność synów nie wbijał, a ci nie zaciągali karcianych i pijackich długów pod zastaw rodowej siedziby.
RUINA ZAMKU OSSOLIŃSKIEGO NA OBRAZIE ALFREDA SCHOUPPE Z 1860 ROKU
RYCINA FABIJAŃSKIEGO, "TYGODNIK ILUSTROWANY" 1862
[...] W tym stanie dotrwał w całości zamek w Ossolinie. Wtedy, jak powszechnie utrzymują, ówczesny jego właściciel, zebrawszy całą rodzinę, w jej oczach zburzyć go kazał, z obawy, aby syn, któremuby się majętność dostała, zamieszkawszy wspaniały zamek, nie silił się nad odpowiedni onemu przepych i na sprostanie pod względem okazałości dawnych jego dziedzicom. Z innych znowu źródeł wiadomo, że owo zburzenie nastąpiło celem wynalezienia bogactw, jakie wedle podania ludu miały być rzekomo przez założyciela Ossolińskiego w zamku zamurowane. Nadzieje atoli chciwego właściciela zawiodły, bo jedynie w poszukiwaniu tem wykryto mały srebrny kredens, który jednak spadając po gruzach i skale, w tysiączne rozbił się kawałki. Dziś z części zewnętrznej zamku ostała piękna brama wjazdowa z mostem na murowanej arkadzie położonym, a w samej części mieszkalnej ściana z okrągłą basztą, wewnętrzne zaś ściany mocno są poniszczone. Cała budowla, jak się przekonać można z rysunku u teraźniejszego właściciela Ossolina przechowywanego, miała styl włoski, dach był zakryty, a ściany, które go zasłaniały, były ozdobione zwykłemi tego rodzaju budowom blaszkami w kształcie wieżyczek spiczasto zakończonych. Nad głównemi drzwiami, na marmurowej tablicy, wyryty jest napis [...] dziś już zupełnie nieczytelny. Poza zamkiem rozciągał się piękny włoski ogród, z którego kilkanaście tylko drzew pozostało, reszta obrócona w łąkę. W ogóle ruina ta, aczkolwiek stosunkowo mała, jest dosyć charakterystyczną i o całości zamku jeszcze dobre daje wyobrażenie. Położenie jest wspaniałe.
Tygodnik Ilustrowany, 1862
WIDOK RUIN OD POŁUDNIA, WYŻEJ RYSUNEK ELWIRA ANDRIOLLIEGO Z 1885
PONIŻEJ FOTOGRAFIA WYKONANA KILKANAŚCIE LAT WCZEŚNIEJ, BO W ROKU 1872, ŻRÓDŁO: FOTOPOLSKA.EU
N
a wzgórzu zamkowym pozostały jedynie szczątki murów, resztki umocnień i samotna wieża. Właścicielem tych ruin został w 1831 roku
Ignacy Ledóchowski (zm. 1870), generał, dowódca obrony Modlina w powstaniu listopadowym. Dla niego te zgliszcza stanowiły przede wszystkim darmowe i łatwo dostępne źródło materiału budowlanego, które wykorzystano między innymi do rozbudowy
rezydencji Ledóchowskich w Górkach Klimontowskich. Jeszcze przed rokiem 1915
stały tutaj mury bramy wjazdowej, most oraz wieża. W latach 20. XX wieku ostatni przedwojenny właściciel Ossolina Michał Karski uruchomił pośród nich gorzelnię. Zarówno gorzelnia, jak i wieża zamkowa przestały istnieć w 1944 roku, gdy wycofujące się wojska niemieckie wysadziły je jako potencjalny punkt obserwacyjny dla zbliżających się Sowietów. Według niepotwierdzonych źródeł gruz po zniszczonych budynkach Rosjanie wykorzystali do utwardzenia przeprawy czołgowej. Podobno jeszcze dziś kamienie z zamku można spotkać na drodze do pobliskiego Zdanowa.
amek XVII-wieczny zbudowano z łamanego kamienia i cegły, na planie czworoboku, który tworzyły okalające niewielki dziedziniec cztery skrzydła mieszkalne o trzech kondygnacjach i dekoracyjnym zwieńczeniu
w formie renesansowej attyki. Budynki były otynkowane, częściowo boniowane i ozdobione detalem kamieniarskim wykonanym z piaskowca. Ich część parterową wykorzystano jako pomieszczenia gospodarcze – mieściły się w nich m.in. izby dla służby, skarbiec, kuchnia, wejścia do piwnic, a także ...sklep, gdzie konie trzymają.... Główne sale reprezentacyjne usytuowano na drugiej i trzeciej kondygnacji skrzydła północnego. Wyposażono je w marmurowe posadzki oraz kominy z fundamentami na balasach, gzymsy złocone suto jakby szczerozłote, okna kryształowe w ołów wyprawiane, sufity na płótnie malowane, drzwi snycerską robotą. Wśród nich była biblioteka, wcale piękna, wyzłacana z portretami. W jednej z komnat na ścianach zamontowano trzynaście złoconych belek, pomiędzy które wkomponowano malowidła miast europejskich, a jej centralną część zdobił kominek z dwoma posągami trzymającymi herb Ossolińskich. Wystrój pomieszczeń pozostałych skrzydeł rezydencji nie był już tak wytworny, a podstawowy materiał do ich wykończenia stanowiło drewno.
DZIEDZINIEC ZAMKU W OSSOLINIE WG J. KLAUZMONTA, 1794
W
południowym narożniku zamku stanęła cylindryczna wieża, być może pozostałość po starszym założeniu, która w czasach nowożytnych pełniła funkcję kaplicy. Towarzyszyły jej
trzy niewielkie wieżyczki wkomponowane w pozostałe naroża skrzydeł mieszkalnych. Całość otoczono murem obronnym biegnącym po krawędzi wzgórza, przy czym pozostałości ziemnych umocnień skłaniają do przypuszczeń, że w skład systemu fortyfikacyjnego wchodziły także bastiony. Dojazd do zamku wiódł przez jednoprzęsłowy arkadowy most, przerzucony nad głębokim wąwozem, i dalej
przez bramę o kształcie zbliżonym do łuku tryumfalnego. Funkcję służebną wobec zamku pełniło znajdujące się po drugiej stronie wąwozu przedzamcze.
WZGÓRZE ZAMKOWE Z POZOSTAŁOŚCIĄ BRAMY I MOSTU, WIDOK OD POŁUDNIA
achowały się jedynie fundamenty murów zamkowych, pozostałości jego piwnic, a także relikty bramy wjazdowej oraz fragment arkady kamiennego mostu łączącego zamek z podzamczem. Jest ona malowniczo przerzucona nad wąwozem, którym dziś prowadzi wąska lokalna droga. Jeszcze kilkanaście lat temu wzgórze zamkowe porośnięte było krzakami i gęstą zielenią, co mocno komplikowało odnalezienie wszystkich reliktów warowni. Dziś już krzaków tutaj nie ma, są za to
dwie chybotliwe ławeczki i ślady po ogniskach. Widać (również po ilości śmieci), że miejsce to służy lokalnej społeczności :-(
PLATEAU WZGÓRZA ZAMKOWEGO Z POZOSTAŁOŚCIAMI FUNDAMENTÓW I PIWNIC
Wstęp wolny
Ruinę można zwiedzać wspólnie ze swoim psem.
Miejsce dobrze nadaje się do fotografowania z powietrza: Ossolin znajduje się w strefie wolnej od korytarzy powietrznych, a wokół ruin nie ma żadnych zabudowań ani wysokich drzew.
RELIKTY MOSTU I BRAMY ZAMKOWEJ
DOJAZD
O
ssolin położony jest około 20 km na zachód od Sandomierza i 5 km na północny wschód od Klimontowa. Niełatwo tutaj trafić, dlatego nieoceniona może się okazać pomoc GPS. Ruina znajduje się przy drodze prowadzącej z Wilkowic do Dziewkowa, 300 metrów na południe od przystanku PKS. (mapa zamków województwa świętokrzyskiego)
Jadąc w/w drogą nie sposób nie zauważyć arkadowego mostu, gdyż ten przerzucony jest ponad naszymi głowami. Tuż obok znajduje się mały parking z tablicą informacyjną zawierającą najważniejsze fakty z historii zamku.
Rowery zostawiamy u podnóża wzniesienia. Jeżeli rower bardzo cenny, można go wnieść na górę, choć wymagać to będzie nieco wysiłku.
LITERATURA
1. R. Jurkowski: Zamki świętokrzyskie, Wydawnictwo CM 2017
2. L. Kajzer, J. Salm, S. Kołodziejski: Leksykon zamków w Polsce, Arkady 2001
3. R. Rogiński: Zamki i twierdze w Polsce, IWZZ 1990
4. A. R. Sypek: Zamki i warownie ziemi sandomierskiej, Trio 2003
5. A. Wagner: Murowane budowle obronne w Polsce X-XVIIw., Bellona 2019
RUINA ZAMKU POŁOŻONA JEST NA ROWEROWYM SZLAKU ARCHITEKTURY OBRONNEJ
W pobliżu:
Międzygórz - relikty zamku królewskiego z XIV w., 13 km
Tudorów - relikty zamku rycerskiego z XIV w., 17 km Ujazd - ruina zamku Krzyżtopór, 18 km Sandomierz - zamek królewski z XIV w., 22 km
Ptkanów - ufortyfikowany kościół św. Idziego z XIV w., 24 km
WARTO ZOBACZYĆ:
W Klimontowie, kolegiatę św. Józefa z XVII wieku zbudowaną z fundacji Jerzego Ossolińskiego wg projektu Wawrzyńca Senesa. Zbudowana na planie elipsy świątynia należy do grona najbardziej oryginalnych w Polsce dzieł barokowej architektury sakralnej, swą formą nawiązując do weneckiej
bazyliki St. Maria della Salute.
Również w Klimontowie, na skraju miasta, dawny klasztor dominikanów oraz kościół pw. NMP i św. Jacka, wzniesione w pierwszej połowie XVII wieku z fundacji Zbigniewa Ossolińskiego. Po ostatniej wojnie w gmachu klasztornym mieściła się szkoła, obecnie czeka on na zagospodarowanie